niedziela, 31 stycznia 2016

My French Film Festival #Frenchkiss


Od 18 stycznia trwa My French Film Festival o czym informowałem tutaj. Polega on na tym, że przez miesiąc, czyli do 18 lutego na ogólnie dostępnej platformie zobaczyć możemy produkcje francuskiego, belgijskiego lub kanadyjskiego pochodzenia. Jedyne co potrzeba zrobić by mieć do nich dostęp, to zarejestrować się na stronie festiwalu

Filmy pełnometrażowe podzielone zostały na poszczególne nadtytuł, kolejno od góry - French Kiss, In Your Face, Paris Comedy, Crime Scene oraz Cinema, Cinemas. Jak dotąd obejrzałem produkcje znajdujące się w kategorii pierwszej. Znajdują się tam 4 obrazy, ale tylko 3 z nich dostępne są na terenie polski. 




Pierwszym z nich jest kanadyjska komedia „Henri, Henri”. Tytułowy bohater odkąd pamięta wychowywany był w zakonie, gdzie kompleksowo zajmował się sprawami związanymi ze światłem. Gdy nadchodzi czas opuszczenia murów, początkowo nie potrafi odnaleźć się w nowej sytuacji i podejmuje decyzję, by robić to samo czym zajmował się wśród sióstr – niesieniem światła. Film lekki, moim zdaniem bardzo infantylny. Jak dotąd najgorsza propozycja festiwalowa. 

Kolejną produkcją jest komedia „Liczę do trzech!” Opowiada o młodej parze, Charlotte i Michy, a także ich wspólnej przyjaciółce Melodie, która potajemnie romansuje z Charlotte. Niczego nie świadomy partner również decyduje się na zdradę swojej kobiety, a na swoją kochankę wybiera wspólną znajomą - Melodie. „ À trois on y va „to sympatyczna francuska komedia, nakręcona i zagrana całkiem zgrabnie. Te niespełna półtorej godzinna produkcja bardzo dobrze sprawdza się jako lekki, relaksujący seans po męczącym tygodniu. Zdecydowanie lepiej niż „Henri, Henri”, jednak bez fajerwerków.

Ostatnim filmem z pierwszej kategorii udostępnionym przez My french Film Festival jest dramat, za który odpowiedzialny jest reżyser Olivier Jahan. „Zamki z Piasku” opowiadają o rozwiedzionym małżeństwie, które pomimo różnic jakie dzielili w przeszłości starają się wspierać siebie nawzajem. Eléonore to fotografka, Samuel natomiast wykłada historię. Kobieta przechodzi ciężkie chwile związane ze sprzedażą odziedziczonego po zmarłym ojcu domu i prosi swojego partnera o pomoc. Bardzo istotną postacią jest tutaj agentka nieruchomości, Claire Andrieux, która bardzo kontrastuje z bohaterami. Jest samotną kobietą, której życie kręci się wokół pracy i samotnych wieczorów z telewizorem. „Les châteaux de Sable” to zlepek bardzo ładnych ujęć krajobrazu jak i ogrodu wspominanego domu. Do tego mamy szalenie nierówno rozpisane postacie a także fatalnie prowadzoną linię narracyjną, która przeszkadza w seansie.

To wszystko co organizatorzy przewidzieli dla Polski w kategorii „French Kiss”. Nie jest to szczyt marzeń, jednak poza „Henri, Henri” jest naprawdę nieźle. Teraz czekają na mnie dwa obrazy z serii "In Your Face".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz