czwartek, 11 lutego 2016

Lucyfer - recenzja

Recenzja filmu Lucyfer
Tytuł: Lucyfer
Gatunek: dramat
Reżyseria: Gust Van den Berghe
Produkcja: Belgia, Meksyk
Występują: Gabino Rodríguez, María Acosta, Jerónimo Soto Bravo, Norma Pablo
Czas trwania: 1 godz. 50 minut



Zawsze byłem entuzjastą wszelkiego rodzaju eksperymentów, co podkreśliłem chociażby w niedawno recenzowanej Victorii. W tamtym przypadku sprowadzenie scenariusza do zaledwie kilkustronicowego szkicu, pozostawienie aktorom dużego pola do improwizacji a także wyśmienity pomysł z jednym ujęciem wypadł wspaniale, sprawiając że widz może czuć się jak jeden z uczestników wydarzeń na ekranie. Gust Van den Berghe reżyser „Lucyfera” przede wszystkim zachęcił mnie bardzo ładną okładką, ale także świadomością, że jego obraz również zbacza z autostrady. Jednak wybrana przez Belga boczna uliczka jest strasznie dziurawa, przez co po seansie odetchnąłem z ulgą, ze to już koniec.

Historia przedstawiona w filmie opowiada o upadłym aniele – Lucyferze – który schodząc z nieba natrafia do religijnej meksykańskiej wioski, gdzie swoimi kłamstwami wprowadza nie małe zamieszanie w życiu mieszkańców. Najbardziej jednak wpłynie na egzystencję trójki bohaterów - starszej pani Lupity, jej brata Emanuela i wnuczki Marii. Całość opiera się na biblijnej opowieści i ma zadatki na naprawdę poprawny religijny komediodramat. Muszę przyznać, że kilka scen wywołało uśmiech na mojej twarzy, jednak to nie komediowe akcenty mają stanowić o sile filmu belgijskiego reżysera, a plastyczność, symbolika i efekt „rybiego oka”.

Laureat najważniejszej nagrody festiwalu Nowe Horyzonty kompletnie nie przypadł mi do gustu. Reżyser do nakręcenie swojego najnowszego dzieła używa tondoskopu, czyli zamyka obraz w kole. Zdarzało mi się spotykać filmy kręcone „kwadratem”, jednak z kółkiem spotkałem się po raz pierwszy i na kolejną randkę zupełnie nie mam ochoty. Wszystkie ujęcia są statyczne, nie ma tu jakiegokolwiek ruchu kamery co w pewnym sensie może być zrozumiałe, w końcu nakręcony jest autorskim wynalazkiem reżysera, jednak do mnie ten eksperyment po prostu nie trafia. Do tego obraz przez większość filmu jest rozmazany, ponadto kilkakrotnie odniosłem wrażenie, że kadr w gruncie rzeczy jest normalny i ograniczony przez okrąg. 

Dawno żaden film nie zmuszał mnie do tak częstego zerkania na zegarek. Te niecałe dwie godziny na pewno można spożytkować lepiej, jednak jeśli ktoś czy chciałby zobaczyć laureta nagrody Grand Prix festiwalu Nowe Horyzonty to niech czym prędzej sprawdza repertuar kin studyjnych w swojej okolicy. A jak ciekawi cię jak wygląda film kręcony w okręgu to proszę – obejrzyj zapowiedź, a teraz wyobraź sobie, że patrzysz na to przez 2 godziny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz